Co robić w słoneczną, niemalże upalną sobotę gdy się mieszka w ponad 4 milionowym mieście, jakim jest Sydney?
Można oczywiście jechać na plażę, a jak się do plażowiczów nie należy to wybrać się na Manly i obejść półwysep dookoła. Po drodze nie tylko słynna plaża Manly Beach oraz mniej znana, ale bardziej urokliwa i zaciszna, Shelly Beach, ale dużo więcej, czyli Sydney Harbour National Park i North Head National Park. Oznacza to klika kilometrów spaceru przez australijski busz w towarzystwie niezwykle zwinnych, niejadowitych agam wodnych (water dragon) i borsuków workowatych (baddicoot). Na szlaku co jakiś czas pojawią się mniejsze lub większe obiekty lub pozostałości militarne, gdyż maszerujemy po terenach wojskowych z okresu II Wojny światowej. Są więc także strategiczne punkty "widokowe", z których wspaniale widać, oddalone o 11 km centrum Sydney, a jak się ma szczęście można nawet wypatrzeć migrujące walenie. CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz