Z tego co narazie się dowiedziałem, w Australii można pracować na dwa sposoby. Na ABN (australian business number) i TFN (tax file number). Pierwsze to własna firma, drugie to odpowiednik polskiego NIPu. Na uzyskanie numeru TFN trzeba czekać ok trzydziestu dni, przy czym można o niego wnioskować online i wtedy czas ten skraca się do jakiś siedmiu dni roboczych. Gdy już się ma TFN można założyć własną firmę – czyli aplikować o numer ABN. Założenie firmy w Australii to nawet nie jeden dzień, jest bezpłatne, a podatek odprowadza się raz w roku i tylko wtedy gdy się coś zarobi. Co za tym idzie można mieć swoją firmę na boku i jeśli jest taka potrzeba pracować na jej konto raz na miesiąc. Jeśli chodzi o ubezpieczenie zdrowotne to należy sobie je opłacić przed złożeniem wniosku o wizę.
poniedziałek, 25 listopada 2013
środa, 13 listopada 2013
Public transport in Sydney
Komunikacja miejska pozostawia sobie wiele do życzenia, nie wspominając już o tym że jest droga jak nigdzie indziej gdzie byłem, co potwierdza mój nauczyciel angielskiego który zwiedził pół świata.
W Sydney mamy cztery rodzaje komunikacji miejskiej: promy, autobusy, pociągi i tramwaj (jeden :) ). Pojedynczy bilet autobusowy, w zależności od tego jak daleko jedziemy, kosztuje 2.20$, 3.60$ lub 4.60$ ! Możemy kupić także bilet na 10 przejazdów który wychodzi już nieco taniej. A teraz najlepsze, nie da się kupić miesięcznego biletu tylko na autobusy. Jest to strasznie nieekonomiczne zważywszy na to, że cześć ludzi mieszka w dzielnicach gdzie jest tylko ten środek transportu. Bilet miesięczny można kupić tylko na całą komunikacje miejską (wszystkie cztery rozdaje), nazywa się myMulti i kosztuje w zależności od tego jak daleko się chce jeździć, uwaga, 168$, 199$, lub 238$ WTF!!!
wtorek, 12 listopada 2013
Praca w Australii - cz.1
Najczęściej poszukiwanymi do pracy są bariści, kucharze, malarze, hydraulicy, murarze i sprzątaczki więc jeśli ktoś ma jakieś doświadczenie (przynajmniej rok) i umie się dogadać po angielsku to nie powinien mieć problemu ze znalezieniem pracy na początek. Brakuje również kierowców, więc jeśli masz prawo jazdy i nie boisz się jeździć lewą stroną ulicy to Australia zaprasza :)
niedziela, 10 listopada 2013
Manly - cz.2
Poza szlakiem wkoło półwyspu Manly (cz.1) mamy tu także do dyspozycji około 10 kilometrowy szlak w stronę mostu Spit. Po drodze, jak zwykle w Sydney, kilka rezerwatów. Możemy w nich spotkać bajecznie kolorowe papugi, genialnie uformowane skały i prawdziwe aborygeńskie malowidła (mniejsza z tym, że ledwo widoczne) i oczywiście masa plaż: najczęściej małych i zacisznych, bo ukrytych w uroczych zatoczkach krętego skalistego wybrzeża. Widoki powalające, a kolor wody niesamowity, także warto napocić się w nawet najbardziej upalny dzień (tym bardziej, że w każdej chwili można zrobić przerwę i wskoczyć do oceanu). Jak informują znaki na chodnikach można tu także spotkać małe pingwiny!
written by geehad
sobota, 9 listopada 2013
Manly - cz.1
Co robić w słoneczną, niemalże upalną sobotę gdy się mieszka w ponad 4 milionowym mieście, jakim jest Sydney?
Można oczywiście jechać na plażę, a jak się do plażowiczów nie należy to wybrać się na Manly i obejść półwysep dookoła. Po drodze nie tylko słynna plaża Manly Beach oraz mniej znana, ale bardziej urokliwa i zaciszna, Shelly Beach, ale dużo więcej, czyli Sydney Harbour National Park i North Head National Park. Oznacza to klika kilometrów spaceru przez australijski busz w towarzystwie niezwykle zwinnych, niejadowitych agam wodnych (water dragon) i borsuków workowatych (baddicoot). Na szlaku co jakiś czas pojawią się mniejsze lub większe obiekty lub pozostałości militarne, gdyż maszerujemy po terenach wojskowych z okresu II Wojny światowej. Są więc także strategiczne punkty "widokowe", z których wspaniale widać, oddalone o 11 km centrum Sydney, a jak się ma szczęście można nawet wypatrzeć migrujące walenie. CDN
czwartek, 7 listopada 2013
Power
Co z tego, że
prąd w gniazdkach jest taki sam jak w Polsce (230V/50Hz),
skoro same gniazdka już nie.
Na szczęścia łatwo można kupić przejściówkę (adapter). My kupiliśmy swoją w kiosku za 6$, ale najlepiej się za nią rozglądać na lotnisku. Jeśli ktoś bierze oprócz telefonu inne elektroniczne sprzęty (tablet, komputer, itp.) proponuję, wziąć z Polski listwę z 6 gniazdkami i podłączyć ją przez adapter, dzięki temu będziemy mieć 6 polskich gniazdek bez potrzeby kupowania 6 adapterów.
Na szczęścia łatwo można kupić przejściówkę (adapter). My kupiliśmy swoją w kiosku za 6$, ale najlepiej się za nią rozglądać na lotnisku. Jeśli ktoś bierze oprócz telefonu inne elektroniczne sprzęty (tablet, komputer, itp.) proponuję, wziąć z Polski listwę z 6 gniazdkami i podłączyć ją przez adapter, dzięki temu będziemy mieć 6 polskich gniazdek bez potrzeby kupowania 6 adapterów.
środa, 6 listopada 2013
Sydney Airport
Cały lot trwał 27 godzin. Było to
coś niewyobrażalnie męczącego, ale nie to było najgorsze. Na
miejscu okazało się, że jednego z naszych bagaży nie ma.
Następne trzy godziny to poszukiwanie go i zgłaszanie jego
zaginięcia. Były w nim wszystkie ubrania co za tym idzie moja druga
połówka nie ma w co się ubrać (na szczęście trzy dniu później bagaż został nam przywieziony).
I teraz coś bardziej przyziemnego: najłatwiej gdziekolwiek z lotniska
dostać się oczywiście taksówką, jest też ona dla dwóch osób bardziej
rozsądna cenowo, bo pociąg do centrum kosztuje ok 20$ od osoby a
taxi pod same drzwi kosztowała nas 67$ (w tym 15$ za odbiór z lotniska).
Dla mnie prywatnie najbardziej nieprzyjemną rzeczą w tym wszystkim był Jet lag, czyli zmęczenie spowodowane różnicą czasu. I tak kręciło mi się w głowie i chciało mi się spać gdy świeciło słońce, a w nocy wręcz przeciwnie. Najgorsze były dwa pierwsze dni, ale po około tygodniu byłem już całkowicie przyzwyczajony do czasu UTC+11:00.
wtorek, 5 listopada 2013
Niezły odlot
Wylot środa 19:20 z Krakowa, przez
Berlin i Abu Dhabi (była też możliwość lecieć z jedną
przesiadką ale przerwa w Sajgonie wynosiła trzynaście godzin). Jestem
strasznie zestresowany bo mam transport z okolic Katowic ok 15:00 i
modlę się żeby nie było żadnego korka lub innego przestoju po
drodze - w wolnym tłumaczeniu zaczyna mi już odbijać. Na
lotnisku Pani jeszcze trochę mnie stresuje używając słów
„państwa bagaż powinien dotrzeć bezpośrednio do
Sydney”...powinien!?!
Po chwili jednak Pani nas uspokaja mówiąc, że na pewno bagażu nie trzeba odbierać po drodze tylko dopiero na miejscu. Jeszcze tylko godzina czekania na samolot... I SIĘ ZACZĘŁO.
Subskrybuj:
Posty (Atom)